Cześć! :3 Rozdziału długo nie było, wiem, ale rekompenstą jest fakt, że ma ponad 3000 słów! Mój osobisty rekord. c: Zapraszam do obserwowania bloga... No i chciałabym Wam podziękować za 9 obserwatorów i rekordową (kolejny rekord xd) ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem. <3 Pamiętajcie też zasadę CZYTAM = KOMENTUJĘ! Miłego czytania! ^.^
Mój oddech był płytki i szybki. Byłam cała rozdygotana, jakby ktoś właśnie wyjął mnie z lodowatej wody. Ale było mi duszno. Łzy spływały mi po policzku, choć nie byłam tego do końca świadoma. Byłam wściekła, zła, smutna, zmęczona, czułam się zraniona, ale nie wiedziałam z jakiego powodu! W mojej głowie huczało, lecz jedno słowo, a raczej imię, powtarzało się w niej jak mantra.
Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon.
Kim on jest?!
Wsadziłam pięść do buzi, bo chciałam krzyczeć. Z tej bezsilności, wściekłości i pewnego rodzaju szaleństwa, które zawładnęło moim ciałem. Jakby wyciągnęli mnie z wariatkowa.
Ileene zerwała się z łóżka, podbiegła do mojego, po drodze zapalając lampkę, i spojrzała w moje nieobecne oczy ze strachem. Usiadła obok mnie. Potem otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale chyba się rozmyśliła. Zamiast tego przytuliła mnie. Mój płacz stał się bardziej intensywny, jasne włosy Ileene zaczęły przyklejać się do mojej twarzy. Brzmiałam jak zarzynany kot. To było straszne.
Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon.
Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon.
– Katy... To był tylko sen. Nocny koszmar. – Mówiąc, głaskała moje włosy. – Każdy je ma...
– T-t-to nie był tylko koszmar – powiedziałam tak cicho, że gdybyśmy nie były same, Ileene pewnie nie usłyszałaby mnie. W tej chwili rzeczywistość natarła na mnie i zaczęłam myśleć trzeźwo. Na tyle trzeźwo, by poskładać wszystko w całość. – To nie był tylko koszmar! – Wydarłam się z jej uścisku. – On się powtarza! Co jakiś czas. Za każdym razem coraz więcej z niego pamiętam. Jest coraz bardziej wyraźny, udaje mi się zapamiętać więcej szczegółów... Chociaż i tak wciąż za mało... – Myślami przeniosłam się w tamto miejsce. – Pamiętam ciepły wietrzyk, przeczesujący moje włosy. Pamiętam huśtawkę, pamiętam stare drzewo. Pamiętam... Siebie. Jako małe dziecko. Ale to wspomnienie istnieje tylko w moich snach... Jakby było tylko wytworem mojej wyobraźni, ale wiem, że tak nie jest! Pamiętam moją radość, która ulatniała się wraz z moim życiem... I...
– T-t-to nie był tylko koszmar – powiedziałam tak cicho, że gdybyśmy nie były same, Ileene pewnie nie usłyszałaby mnie. W tej chwili rzeczywistość natarła na mnie i zaczęłam myśleć trzeźwo. Na tyle trzeźwo, by poskładać wszystko w całość. – To nie był tylko koszmar! – Wydarłam się z jej uścisku. – On się powtarza! Co jakiś czas. Za każdym razem coraz więcej z niego pamiętam. Jest coraz bardziej wyraźny, udaje mi się zapamiętać więcej szczegółów... Chociaż i tak wciąż za mało... – Myślami przeniosłam się w tamto miejsce. – Pamiętam ciepły wietrzyk, przeczesujący moje włosy. Pamiętam huśtawkę, pamiętam stare drzewo. Pamiętam... Siebie. Jako małe dziecko. Ale to wspomnienie istnieje tylko w moich snach... Jakby było tylko wytworem mojej wyobraźni, ale wiem, że tak nie jest! Pamiętam moją radość, która ulatniała się wraz z moim życiem... I...
Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon. Simon.
Ucichłam. Nie chciałam o nim wspominać, tak właściwie nie wiedziałam, kim on jest. Nie pamiętam jego udziału w moim śnie. Myślę jednak, że to przez niego płakałam... Czemu?
– Kim jest Simon? – spytała mnie.
– Ja... Ja nie wiem... Nie pamiętam – odparłam z nutą bezsilności w głosie. – Czekaj... Skąd ty...
– Gadałaś przez sen.
– Aha...
– Wiesz, jest jedna dobra strona tej całej sytuacji! – zawołała, próbując rozluźnić nieco atmosferę.
– Czyżby?
– No... Bo ja też mam powtarzający się koszmar – odpowiedziała, patrząc gdzieś w bok. – Chociaż nie wiem, czy to można zaliczyć do tej kategorii...
– To dlatego płaczesz co noc? – Nie zdołałam ugryźć się w język. Ileene spojrzała mi w oczy i przytaknęła. Dopiero wtedy zobaczyłam, że jej oczy są podpuchnięte i lekko przekrwione. Tej nocy również płakała.
– Sądziłam, że to zauważasz. Tylko trudno mi było się do tego przyznać... No, to trochę siara mazgaić się przez sen.
– Przesadzasz.
– W ogóle. Moja mama... – przerwała.
– To ona ci się śni?
– Tak. Co noc... Po prostu jest, a potem... – Każde słowo wymawiała z trudem, jakby to była dla niej tortura.
– Nie musisz mi o tym opowiadać. Naprawdę.
– Ale chcę! – uparła się.
– Okay.
– Tak jak mówiłam, ona po prostu tam była. Patrzyła się na mnie, ja na nią. A potem po prostu znikała. Tak jak wtedy, gdy umarła. W jednej chwili była, a potem już nie.
– Strasznie mi przykro... Jak sobie z tym poradziłaś?
– Nijak. Odeszła mama, razem z nią mój o j c i e c... I odeszło poczucie bezpieczeństwa. Ciągle się boje, że los zabierze mi kogoś jeszcze...
Wtedy nastała długa cisza. Patrzyłam na Ileene, dziewczynę, której w jednej chwili runął świat.
– Jaka ona była...? Twoja mama...
– Piękna, zawsze pozytywnie nastawiona do świata. Mówią, że jestem do niej bardzo podobna. Ja tego podobieństwa nie widzę... No, okay. Mam po niej oczy. Dlatego często gapię się w lustro. Widzę w swoich oczach jej oczy, to mnie uspokaja. Teraz pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale co z tego! – Uśmiechnęła się sztucznie.
– Nie. Wcale nie.
– Oczywiście. Jednego dnia – zaczęła opowiadać – była inna... Spięta, zestresowana... Wszystkie jej czułe gesty do mnie i do innych były wymuszone. Wieczorem wyszła na spacer. – Jej głos zaczął się łamać. – Niby nic, zwykły spacer. Ale ona... Ona nie wróciła. – W jej oczach zaczęły pojawiać się łzy. – A następnego dnia znaleziono jej ciało. Mój ojciec nie chciał mi powiedzieć, co się stało z mamą, Dominic też nic nie wie. Ale jej śmierć nie odbyła się za sprawą morderczego zaklęcia, nie zrobił to też żaden mugol, z tego co podsłuchałam... Do dzisiaj nie wiem, co się stało. I... I nigdy sobie nie wybaczę, że nie zapytałam się jej tego dnia, czemu tak się zachowywała. – Łzy spłynęły po jej policzku. Tym razem to ja ją przytuliłam.
– To nie twoja wina – pocieszałam ją. – Nie obwiniaj się.
– Wiem, nie powinnam się obwiniać... Ale ktoś musi ponieść odpowiedzialność za tę śmierć – odparła.
Te słowa mną wstrząsnęły. Nie umiałam na nie odpowiedzieć.
– Aha...
– Wiesz, jest jedna dobra strona tej całej sytuacji! – zawołała, próbując rozluźnić nieco atmosferę.
– Czyżby?
– No... Bo ja też mam powtarzający się koszmar – odpowiedziała, patrząc gdzieś w bok. – Chociaż nie wiem, czy to można zaliczyć do tej kategorii...
– To dlatego płaczesz co noc? – Nie zdołałam ugryźć się w język. Ileene spojrzała mi w oczy i przytaknęła. Dopiero wtedy zobaczyłam, że jej oczy są podpuchnięte i lekko przekrwione. Tej nocy również płakała.
– Sądziłam, że to zauważasz. Tylko trudno mi było się do tego przyznać... No, to trochę siara mazgaić się przez sen.
– Przesadzasz.
– W ogóle. Moja mama... – przerwała.
– To ona ci się śni?
– Tak. Co noc... Po prostu jest, a potem... – Każde słowo wymawiała z trudem, jakby to była dla niej tortura.
– Nie musisz mi o tym opowiadać. Naprawdę.
– Ale chcę! – uparła się.
– Okay.
– Tak jak mówiłam, ona po prostu tam była. Patrzyła się na mnie, ja na nią. A potem po prostu znikała. Tak jak wtedy, gdy umarła. W jednej chwili była, a potem już nie.
– Strasznie mi przykro... Jak sobie z tym poradziłaś?
– Nijak. Odeszła mama, razem z nią mój o j c i e c... I odeszło poczucie bezpieczeństwa. Ciągle się boje, że los zabierze mi kogoś jeszcze...
Wtedy nastała długa cisza. Patrzyłam na Ileene, dziewczynę, której w jednej chwili runął świat.
– Jaka ona była...? Twoja mama...
– Piękna, zawsze pozytywnie nastawiona do świata. Mówią, że jestem do niej bardzo podobna. Ja tego podobieństwa nie widzę... No, okay. Mam po niej oczy. Dlatego często gapię się w lustro. Widzę w swoich oczach jej oczy, to mnie uspokaja. Teraz pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale co z tego! – Uśmiechnęła się sztucznie.
– Nie. Wcale nie.
– Oczywiście. Jednego dnia – zaczęła opowiadać – była inna... Spięta, zestresowana... Wszystkie jej czułe gesty do mnie i do innych były wymuszone. Wieczorem wyszła na spacer. – Jej głos zaczął się łamać. – Niby nic, zwykły spacer. Ale ona... Ona nie wróciła. – W jej oczach zaczęły pojawiać się łzy. – A następnego dnia znaleziono jej ciało. Mój ojciec nie chciał mi powiedzieć, co się stało z mamą, Dominic też nic nie wie. Ale jej śmierć nie odbyła się za sprawą morderczego zaklęcia, nie zrobił to też żaden mugol, z tego co podsłuchałam... Do dzisiaj nie wiem, co się stało. I... I nigdy sobie nie wybaczę, że nie zapytałam się jej tego dnia, czemu tak się zachowywała. – Łzy spłynęły po jej policzku. Tym razem to ja ją przytuliłam.
– To nie twoja wina – pocieszałam ją. – Nie obwiniaj się.
– Wiem, nie powinnam się obwiniać... Ale ktoś musi ponieść odpowiedzialność za tę śmierć – odparła.
Te słowa mną wstrząsnęły. Nie umiałam na nie odpowiedzieć.
Chwilę potem Ileene wstała i bez słowa wślizgnęła się do swojego łóżka. Ja również zakopałam się w pościel, zgasiłam lampkę i próbowałam zasnąć. Sen naszedł mnie szybko, tym razem śnił mi się Draco i jego pierwsze próby latania na miotle.
Rankiem, jak gdyby nigdy nic, poszłyśmy na śniadanie do Wielkiej Sali, po drodze gawędząc na różne tematy, które w żaden sposób nie wiązały się z naszą rozmową w nocy. Czy Ileene chciała o tym zapomnieć? Może zrozumiała, że powiedziała mi zbyt wiele? Jeszcze więcej pytań, coraz mniej odpowiedzi...
Usiadłyśmy obok Dominica i jego kolegów.
– I jak, dziewczynki? – zagaił nas, gdy zaczęłam nakładać sobie parówki na talerz.
– Tylko nie dziewczynki! – sprostowała go Ileene.
– Dobrze, dobrze, jak wolisz. Jak minął wam pierwszy tydzień?
– A co ciebie to obchodzi? – zdumiała się.
– Wiesz, jestem twoim starszym bratem, a ty moją młodszą siostrzyczką – kopnęła go pod stołem – aua! Muszę wiedzieć, jak to z tobą jest – dokończył obrażonym tonem.
– W całkowitym porządku! – zapewniła, również z obrażonym tonem, na co Dominic westchnął.
– Skoro ty nie chcesz mi odpowiedzieć, może Katy to zrobi...
– Co? – Nie słuchałam uważnie ich rozmowy, ale na dźwięk wymawiania mojego imienia, włączyłam się.
– Podoba ci się tu, w Hogwarcie?
– Pewnie. Świetne miejsce, fajni nauczyciele...
– W szczególności Snape, co? – Wyszczerzył zęby.
– A żebyś wiedział! – wtrąciła się Ileene. – Katy jest jego u l u b i e n i c ą.
– Zamknij się, okay? – wysyczałam.
– To prawda? – zapytał Dominic, chichrając pod nosem.
– Nie! – zaprzeczyłam w tym samym czasie, co Ileene, tyle że ona zawołała: Tak! Spiorunowałam ją wzrokiem.
– Niech będzie. – Uśmiechnął się. – Spójrzcie! Sowy! – Spojrzałam w górę. Rzeczywiście, do Wielkiej Sali wleciały sowy. – Spodziewacie się jakichś paczek?
– Nie – odparłam sucho.
Jak dotychczas nie dostałam żadnego listu. Z jednej strony się cieszyłam, bo nie miałam ochoty czytać wymuszonej troski i słów: kocham cię, tęsknimy. Z drugiej strony było mi przykro, choć trudno mi było się do tego przyznać, bo wyglądało na to, że oni też nie chcieli mieć ze mną niczego wspólnego.
Ku mojemu zdziwieniu, moja sowa, Bilby, przeleciała nade mną i spuściła prosto na moje kolana małą paczuszkę, która okazała się kopertą. Była opieczętowana herbem Malfoyów. A więc jednak, wykazali minimalną chęć dowiedzenia się, co u mnie, nawet jeśli wymuszoną. Albo coś podobnego. To nie było teraz ważne. Ważne było to, że chciałam to przeczytać. Ale sama.
– Wracam do Pokoju Wspólnego – odparłam, wstałam od stołu i wyszłam, nie zwracając uwagi na dziwne spojrzenie przyjaciółki.
Szybkim krokiem zaczęłam kierować się do lochów, następnie do Pokoju Wspólnego. Był całkiem pusty. Idealnie. Usiadłam przy biurku i powoli zaczęłam otwierać kopertę. W środku znajdował się krótki list. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam go czytać:
– I jak, dziewczynki? – zagaił nas, gdy zaczęłam nakładać sobie parówki na talerz.
– Tylko nie dziewczynki! – sprostowała go Ileene.
– Dobrze, dobrze, jak wolisz. Jak minął wam pierwszy tydzień?
– A co ciebie to obchodzi? – zdumiała się.
– Wiesz, jestem twoim starszym bratem, a ty moją młodszą siostrzyczką – kopnęła go pod stołem – aua! Muszę wiedzieć, jak to z tobą jest – dokończył obrażonym tonem.
– W całkowitym porządku! – zapewniła, również z obrażonym tonem, na co Dominic westchnął.
– Skoro ty nie chcesz mi odpowiedzieć, może Katy to zrobi...
– Co? – Nie słuchałam uważnie ich rozmowy, ale na dźwięk wymawiania mojego imienia, włączyłam się.
– Podoba ci się tu, w Hogwarcie?
– Pewnie. Świetne miejsce, fajni nauczyciele...
– W szczególności Snape, co? – Wyszczerzył zęby.
– A żebyś wiedział! – wtrąciła się Ileene. – Katy jest jego u l u b i e n i c ą.
– Zamknij się, okay? – wysyczałam.
– To prawda? – zapytał Dominic, chichrając pod nosem.
– Nie! – zaprzeczyłam w tym samym czasie, co Ileene, tyle że ona zawołała: Tak! Spiorunowałam ją wzrokiem.
– Niech będzie. – Uśmiechnął się. – Spójrzcie! Sowy! – Spojrzałam w górę. Rzeczywiście, do Wielkiej Sali wleciały sowy. – Spodziewacie się jakichś paczek?
– Nie – odparłam sucho.
Jak dotychczas nie dostałam żadnego listu. Z jednej strony się cieszyłam, bo nie miałam ochoty czytać wymuszonej troski i słów: kocham cię, tęsknimy. Z drugiej strony było mi przykro, choć trudno mi było się do tego przyznać, bo wyglądało na to, że oni też nie chcieli mieć ze mną niczego wspólnego.
Ku mojemu zdziwieniu, moja sowa, Bilby, przeleciała nade mną i spuściła prosto na moje kolana małą paczuszkę, która okazała się kopertą. Była opieczętowana herbem Malfoyów. A więc jednak, wykazali minimalną chęć dowiedzenia się, co u mnie, nawet jeśli wymuszoną. Albo coś podobnego. To nie było teraz ważne. Ważne było to, że chciałam to przeczytać. Ale sama.
– Wracam do Pokoju Wspólnego – odparłam, wstałam od stołu i wyszłam, nie zwracając uwagi na dziwne spojrzenie przyjaciółki.
Szybkim krokiem zaczęłam kierować się do lochów, następnie do Pokoju Wspólnego. Był całkiem pusty. Idealnie. Usiadłam przy biurku i powoli zaczęłam otwierać kopertę. W środku znajdował się krótki list. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam go czytać:
Droga Katy,
Piszę do Ciebie, bo bardzo chciałabym wiedzieć, czy wszystko u Ciebie w porządku?
Jak podoba Ci się szkoła? Zaprzyjaźniłaś się z kimś? Radzisz sobie z lekcjami? Ja, Draco i Lucjusz bardzo tęsknimy. Twój młodszy braciszek nie może się doczekać świąt, przyjedziesz, prawda? U nas nic specjalnego ostatnimi czasy się nie działo. A jak u Ciebie? Trzymasz się?
Liczę na szybką odpowiedź. Kocham Cię, Katy,
Narcyza.
Kłamstwa. To wszystko są kłamstwa. Nie wierzyłam w jej słowa, nie, odkąd sama przestała mi wierzyć. Cieszyłam się tylko na myśl o Draco... Będę musiała przyjechać do nich na święta, choć z całego serca wolałabym zostać... W każdym razie, postanowiłam od razu jej odpisać. Ale tak samo jak ona – będę kłamać. Wyciągnęłam pergamin, pióro i kałamarz, i zaczęłam pisać.
Narcyzo,
cieszę się, że do mnie napisałaś.
Oczywiście, u mnie wszystko w porządku. Tak, z lekcjami idzie mi bardzo dobrze, nauczyciele chyba mnie polubili. Też tęsknię, więc owszem, przyjadę do Was na święta.
Pozdrawiam,
Katy.
Miałam ochotę z w y m i o t o w a ć każdym słowem. Nie wspomniałam tylko o Ileene, nie chciałam jej w to mieszać.
Znalazłam jakąś kopertę, wsadziłam w nią list i z prędkością światła wyszłam z Pokoju Wspólnego, a potem z lochów. Szłam do sowiarni. Gdy tam dotarłam, na szczęście nie spotykając nikogo znajomego po drodze, znalazłam Bilby'ego, wręczyłam mu kopertę i powiedziałam mu, komu ma ją dostarczyć. Sowa odleciała, a ja zostałam sama.
Chciałam znaleźć Ileene, więc zaczęłam wracać. Po drodze spotkałam Dominica.
– O, Katy, dobrze, że cię spotkałem!
– Coś nie tak? – zapytałam.
– Nie wiem, sama to oceń. Profesor Dumbledore kazał mi przekazać, że chce cię widzieć dzisiaj wieczorem w swoim gabinecie – wyjaśnił, wypinając pierś.
– Mnie? – Podniosłam głos. Niby po co?
– Tak, ciebie – odpowiedział krótko.
– A... – Ściszyłam głos. – Wiesz może, dlaczego chce mnie widzieć?
– Może coś przeskrobałaś, nie wiem!
– Ja?!
– Skoro nie, to chyba nie masz się czego bać, co? – Racja. – Spokojnie. Do zobaczenia, Katy.
I odszedł. Rzeczywiście, nie powinnam się bać. Byłam pewna, że nic złego nie zrobiłam. Jednak było coś, co wprawiało mnie w niepokój. Co w takim razie on ode mnie chce?
– Mnie? – Podniosłam głos. Niby po co?
– Tak, ciebie – odpowiedział krótko.
– A... – Ściszyłam głos. – Wiesz może, dlaczego chce mnie widzieć?
– Może coś przeskrobałaś, nie wiem!
– Ja?!
– Skoro nie, to chyba nie masz się czego bać, co? – Racja. – Spokojnie. Do zobaczenia, Katy.
I odszedł. Rzeczywiście, nie powinnam się bać. Byłam pewna, że nic złego nie zrobiłam. Jednak było coś, co wprawiało mnie w niepokój. Co w takim razie on ode mnie chce?
Wróciłam do dormitorium, gdzie znalazłam przyjaciółkę. Opowiedziałam o sprawie Ileene, lecz ona, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nie przejęła się nią. Powiedziała, że mam wyluzować, bo nie mam się czego obawiać. Miała rację, lecz ja już taka jestem, że zamartwiam się na zapas. Powiedziałam jej więc, że spróbuję.
– A tak w ogóle – zagadnęła, gdy myślałam, że to już koniec rozmowy – to od kogo dostałaś ten list? Wybiegłaś z sali taka nabuzowana. Wszystko w porządku?
– Tak, czemu miałoby nie być? – Usiadłam na skraju łóżka.
– Nie odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie. – A myślałam, że uda mi się wymigać. – Od kogo?
– Od Narcyzy - wyrzuciłam z siebie.
– I to jest takie straszne? – nie dowierzała. – Że dostałaś list od mamy?
– Ona nie jest moją matką! – wybuchłam i wstałam. Złapałam się za głowę, bo w tej chwili zaczęła mnie niemiłosiernie boleć. Ponownie usiadłam na łóżku. – Przepraszam – wymamrotałam. – Nie powinnam się tak unosić...
– Nie, to ja przepraszam. – Usiadła obok mnie. – Boli cię głowa?
– Trochę. Zawsze tak mam, gdy pomyślę o... o przeszłości. Tym, co było przed s i e l a n k ą z Malfoy'ami .Więc proszę, nie poruszajmy więcej tego tematu.
– A mogę o coś zapytać? To będzie ostatni raz! – zapewniła.
– Próbuj, może głowa mi nie wybuchnie – odparłam chłodno, ale Ileene się tym nie przejęła. Wręcz przeciwnie – na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
– Ile miałaś lat, gdy zostałaś adoptowana? Pamiętasz czasy w sierocińcu?
Tych pytań się nie spodziewałam. Chociaż głowa mnie rozsadzała, postarałam się na nie odpowiedzieć.
– Cztery. Miałam cztery lata – odpowiedziałam cicho. – Nie wiele pamiętam z tego okresu... Wiem, że bardzo się cieszyłam na myśl, że ktoś mnie adoptuje. Nadal sądzę, że to i tak lepsza opcja, niż gdybym tam została. Nie pamiętam tego dokładnie, ale chyba... – Pulsujący ból dawał o sobie znać z każdym słowem coraz intensywniej, ale zacisnęłam zęby i brnęłam dalej. Czułam wewnętrzną potrzebę powiedzenia komuś o tym i byłam pewna, że Ileene jest odpowiednią osobą. – Chyba nie... nie byłam tam... szczęśliwa.
– Aż tak boli? Może lepiej...
– Wytrzymam. – Posłałam jej ciepły uśmiech. – Opowiem ci o wszystkim.
– Wszystkim? – zdziwiła się. – To trochę dużo, mamy na to czas?
– Uwierz mi, mamy. Tylko nie przerywaj mi, bo w każdej chwili mogę stracić na to ochotę. I nie mów o tym nikomu, proszę. Ufam ci.
– Wiem. Nie powiem nikomu. – Złapała mnie za rękę. – Opowiadaj.
Wzięłam głęboki oddech. Tak, to jest odpowiednia chwila i odpowiednia osoba. Wierzyłam w to.
– Nie wiem, kim są moi rodzice. Postawiłam sobie cel – odnaleźć ich.
– Tylko to? – Zaśmiała się.
– Prosiłam, żebyś mi nie przerywała... To... Sięga głębiej... – Ileene nabrała poważnego wyrazu twarzy.
– Jak głęboko?
– Biorę to na poważnie. Jestem gotowa poświęcić życie, by...
– Czekaj, czekaj... Co?! – Wstała. – Katy, ty nie mówisz poważnie! Przecież to nie jest jakaś tajemnica rządowa, żeby ryzykować życiem...
– Ale jest równie chroniona – odparłam ze stoickim spokojem.
– Jaśniej proszę.
– Nie wiem nic. Prawda jest taka, że nie wiem nic! Odkąd miewam t e n sen, sen, który się powtarza w kółko, wiem, że wszystko, co mi wmówili, to bajka! Jak to możliwe, że ten sen jest bardziej realistyczny, niż moje wspomnienia?! – Słowa wylewały się ze mnie. Nigdy o tym nikomu nie mówiłam. W głowie nadal przeżywałam burzę.
– Uspokój się, bo mówisz jak wariatka...
– Ale taka jest prawda! Tyle że nie dopuszczono mnie do jej treści! Oni nigdy nie mówili mi prawdy! Nie ufam im, a oni nie ufają mi!
– Skąd to wiesz? – spytała łagodnie.
– Kiedy... Kiedy powiedziałam im, że nawiedzają mnie koszmary... A raczej jeden koszmar... Podsłuchałam ich rozmowę. Lucjusz mówił, że coś poszło nie tak, że trzeba mnie pilnować, że... – Trudno mi było złapać oddech. – Mówili tak, jakbym zwariowała! A ja nie zwariowałam, tylko zobaczyłam to, co powinnam zobaczyć. Od tego czasu nawet nie próbowali w jakiś sposób okazać, że jestem dla nich ważna. Byłam i jestem dla nich powietrzem. Wmówili mi, że to tylko koszmar, a większość sama zmyśliłam...
– To się nie trzyma kupy!
– To, co mi wcisnęli, nie trzyma się kupy! – Nagle owładnął mnie taki ból, jakby ktoś zgniatał mi czaszkę. – Jak... Jak myślisz, czemu boli mnie głowa, gdy chcę sobie coś przypomnieć? Coś mnie blokuje! Nie widzę obrazów, wspomnieć, widzę słowa. Nie widzę obrazów, jak normalni ludzie, na przykład wspomnienie grania w piłkę. Ja tego nie widzę! Widzę zdanie: Katy bawi się w piłkę. Oni o tym nie wiedzą, na pewno wysłaliby mnie do psychiatryka! I... Skąd niby miałabym to wszystko wiedzieć o czarnej magii? Przecież nigdy się jej nie uczyłam, a wiem o niej wszystko! Nie pamiętam z dzieciństwa prawie nic, a pamiętam takie rzeczy! S K Ą D?!
Zaczęłam mieć mroczki przed oczami, czułam, że jeszcze trochę i wybuchnę. Jeśli już tego nie zrobiłam. Czułam się źle: z tym i ogólnie. Tak źle, jak wtedy, gdy się przebudziłam dzisiaj w nocy. Straciłam nad sobą kontrolę, słowa poleciały, a łzy właśnie zaczęły płynąć. Zakryłam twarz w dłoniach.
– Wyrzuciłaś to z siebie, okay – powiedziała Ileene. Nie widziałam jej twarzy, ale po tonie, jakim powiedziała to zdanie, wiedziałam, że jest chociaż troszkę tym przestraszona.
– Nic nie jest okay – zaprzeczyłam.
– A co, jeśli to wszystko sobie ubzdurałaś? Co, jeśli twoja nienawiść do rodziców zasłania ci światopogląd?
– Może, ale... Ja po prostu chcę poznać prawdę – wyrzuciłam z siebie z bezradnością w głosie. – Czy to tak wiele?
Nie dostałam odpowiedzi. Jak zwykle.
Od tego czasu nie odzywałyśmy się do siebie. Po kolacji, gdy wyszłam z Wielkiej Sali, zaczęłam się kierować w stronę gabinetu Dumbledore'a. Już nawet się tym tak nie przejmowałam, miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Ileene prawdopodobnie uznała mnie za wariatkę lub przynajmniej osobę, która mocno upadła na głowę. Po dzisiejszych wydarzeniach sama zaczęłam tak myśleć. Gdyby to był ktoś inny, nie przejęłabym się, ale to Ileene, moja przyjaciółka. Nie miałam nikogo oprócz niej.
No i głowa, której ból nadal nie ustawał, phi! stawał się coraz mocniejszy. Ale zaczęłam się już do tego przyzwyczajać.
Gdy dotarłam na miejsce, a tak właściwie, gdy stanęłam przed gargulcem, za którym z tego, co słyszałam, były schody do gabinetu, nie wiedziałam, co dalej. Nikt nie powiedział mi, jak się tam dostać. Zaczęłam się denerwować i nerwowo zawijać kosmyki moich kruczoczarnych włosów na palec. Postanowiłam, że muszę coś zrobić, żeby nie było. Rozejrzałam się wokół – nie zauważyłam żywej duszy. Westchnęłam, zacisnęłam pięści, a następnie odchrząknęłam i przemówiłam... do gargulca:
– Przep... – Nie zdążyłam dokończyć, bo gargulec na moich oczach zaczął odsłaniać kręcone schody, które prowadziły gdzieś wyżej.
Jeszcze raz się rozejrzałam, a potem zaczęłam wchodzić po schodach. Kroki stawiałam niepewnie. W końcu dotarłam do drzwi, lekko uchylonych. Dyskretnie wyjrzałam przez szparę i zobaczyłam Dumbledore'a, który w wyraźnym skupieniu przyglądał się czemuś w dziwnym, dużym naczyniu. Niestety nie udało mi się rozpoznać tego... czegoś, gdyż dyrektor przesunął się i zasłonił mi widok.
– Proszę wejść, Panno Malfoy – powiedział obojętnym tonem, nie odwracając się. Te słowa postawiły mnie na ziemię i pokazały, w jak upokarzającej sytuacji się znalazłam. Otworzyłam drzwi szerzej i weszłam do środka.
Gabinet był bardzo duży, pełen przeróżnych magicznych urządzeń, których w życiu na oczy nie widziałam, obrazów, półek z książkami. W centralnym punkcie stało biurko. Dyrektor usiadł za nim i odparł:
– Usiądź. – Wskazał ręką fotel przed biurkiem.
– Ja prze... przepraszam – udało mi się wydukać.
– Ciekawość leży w naturze ludzkiej, kimże miałbym być, żebym mógł kwestionować naturę ludzką?
Nie odpowiedziałam, bo tak właściwie nie wiedziałam, jak.
– Jesteś podobna do swojej matki.
Puściłam tę uwagę mimochodem i szybko zajęłam miejsce na fotelu. Spuściłam głowę, lecz wiedziałam, że dyrektor wbija we mnie swoje niebieskie oczy. Wszystko w jego zachowaniu mnie onieśmielało, trudno mi było coś powiedzieć, ale wiedziałam, że musiałam zacząć, bo Dumbledore chyba nie miał takiego zamiaru. Patrząc w dół zapytałam:
– Jaki jest cel tego spotkania?
– Och! A czy spotkania zawsze muszą mieć jakiś określony wcześniej cel? – Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. A tak dokładniej to spodziewałam się o d p o w i e d z i, a nie pytania. Niemniej jednak odpowiedziałam na nie:
– Nie. Nie, ale domyślam się, że skoro Pan mnie tu zaprosił, ma Pan jakiś cel. Jakikolwiek, nawet zwykle pogaduszki przy herbacie.
Dyrektor zaśmiał się, potem zacmokał, a ja w końcu odważyłam się na niego spojrzeć.
– Więc? – zapytałam nieśmiało. Miałam dość i czułam, że tylko tracę czas.
– Niecierpliwość też leży w naturze ludzkiej. – Puścił do mnie oczko, a następnie przybrał poważny wyraz twarzy i oznajmił: – Tak, mam w tym cel. Katharino...
– Katy. Wystarczy Katy – powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Kolejny raz... – Prze...
– Niech będzie, Katy. – Nie dał mi przeprosić. Rozluźniłam się trochę. – Jak podoba ci się szkoła?
– Jest... bardzo fajna. Świetni nauczyciele i ludzie. Bardzo dobrze się tu czuję – odpowiedziałam, lekko mijając się z prawdą. Tylko lekko. W tej chwili zaczęłam się czuć słabo. Głowa bolała okropnie, a ja w środku zwijałam się z bólu. Na szczęście mam wyćwiczone, jak nie okazywać zbyt wielu uczuć. Nawet gdy krzyczą i kopią (dosłownie), by dostać się na zewnątrz.
– Bardzo się cieszę. – Po tej odpowiedzi nastała długa cisza, którą w końcu, zdezorientowana, przerwałam:
– To wszystko? Mogę już iść? – Chciałam pójść spać i zakończyć ten wyjątkowo długi i męczący dzień.
– Wszystko w porządku? – Kolejna odpowiedź pytaniem na pytanie. Wstałam, pokazując, że chcę wyjść.
– Oczywiście, czemu miałoby nie być? – odparłam opryskliwie, zapominając przez chwilę, z kim rozmawiam. Nie wiedziałam, co bardziej mnie wkurza. Fakt, że usłyszałam te pytanie dzisiaj kolejny raz... Fakt, że ból głowy i mroczki przed oczami, które zaczęły się znowu pojawiać, nie dawały mi normalnie funkcjonować... A może fakt, że rozmowa z każdą możliwą osobą zakańczała się odwrotnie, niż było to zamierzone?
– Kiedy skrywasz za dużo, w końcu t o samo wydostaje się na zewnątrz. To już nie leży w naturze ludzkiej, więc można to zwalczać. – Nie miałam pojęcia, do czego to zmierza. – A jest na to prosty sposób. Z w i e r z e n i e się komuś.
– Nie rozumiem, po co Pan mi to mówi?
– Bo prawda jest bliżej, niż ci się wydaje, a zasłaniasz ją sobie tym, co kumuluje ci się w głowie. – Już miałam gotową uwagę na ten temat, już otwierałam buzię, gdy dyrektor odpowiedział, wyraźnie znudzony: – Możesz już iść. Dobranoc.
Nie miałam ochoty odpowiadać. Zacisnęłam usta i odwróciłam się na pięcie. Przy każdym kroku robiło mi się ciemniej przed oczami, ale musiałam dać radę i wyjść stąd. To spotkanie było całkiem bezsensowne. Już wiem, czemu rodzice nie przepadają za Dumbledorem...
Właśnie miałam złapać za klamkę, gdy mnie oświeciło. On wie. Wie, i cały czas próbował mi to przekazać. Muszę...
Nogi ugięły się pode mną. Głowa przestała boleć, ale poczułam, jakby życie zaczęło ze mnie uchodzić. Jak we śnie. A może to jest sen?
Ostatnie, co pamiętam, to niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie przed o d l o t e m.
– A tak w ogóle – zagadnęła, gdy myślałam, że to już koniec rozmowy – to od kogo dostałaś ten list? Wybiegłaś z sali taka nabuzowana. Wszystko w porządku?
– Tak, czemu miałoby nie być? – Usiadłam na skraju łóżka.
– Nie odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie. – A myślałam, że uda mi się wymigać. – Od kogo?
– Od Narcyzy - wyrzuciłam z siebie.
– I to jest takie straszne? – nie dowierzała. – Że dostałaś list od mamy?
– Ona nie jest moją matką! – wybuchłam i wstałam. Złapałam się za głowę, bo w tej chwili zaczęła mnie niemiłosiernie boleć. Ponownie usiadłam na łóżku. – Przepraszam – wymamrotałam. – Nie powinnam się tak unosić...
– Nie, to ja przepraszam. – Usiadła obok mnie. – Boli cię głowa?
– Trochę. Zawsze tak mam, gdy pomyślę o... o przeszłości. Tym, co było przed s i e l a n k ą z Malfoy'ami .Więc proszę, nie poruszajmy więcej tego tematu.
– A mogę o coś zapytać? To będzie ostatni raz! – zapewniła.
– Próbuj, może głowa mi nie wybuchnie – odparłam chłodno, ale Ileene się tym nie przejęła. Wręcz przeciwnie – na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
– Ile miałaś lat, gdy zostałaś adoptowana? Pamiętasz czasy w sierocińcu?
Tych pytań się nie spodziewałam. Chociaż głowa mnie rozsadzała, postarałam się na nie odpowiedzieć.
– Cztery. Miałam cztery lata – odpowiedziałam cicho. – Nie wiele pamiętam z tego okresu... Wiem, że bardzo się cieszyłam na myśl, że ktoś mnie adoptuje. Nadal sądzę, że to i tak lepsza opcja, niż gdybym tam została. Nie pamiętam tego dokładnie, ale chyba... – Pulsujący ból dawał o sobie znać z każdym słowem coraz intensywniej, ale zacisnęłam zęby i brnęłam dalej. Czułam wewnętrzną potrzebę powiedzenia komuś o tym i byłam pewna, że Ileene jest odpowiednią osobą. – Chyba nie... nie byłam tam... szczęśliwa.
– Aż tak boli? Może lepiej...
– Wytrzymam. – Posłałam jej ciepły uśmiech. – Opowiem ci o wszystkim.
– Wszystkim? – zdziwiła się. – To trochę dużo, mamy na to czas?
– Uwierz mi, mamy. Tylko nie przerywaj mi, bo w każdej chwili mogę stracić na to ochotę. I nie mów o tym nikomu, proszę. Ufam ci.
– Wiem. Nie powiem nikomu. – Złapała mnie za rękę. – Opowiadaj.
Wzięłam głęboki oddech. Tak, to jest odpowiednia chwila i odpowiednia osoba. Wierzyłam w to.
– Nie wiem, kim są moi rodzice. Postawiłam sobie cel – odnaleźć ich.
– Tylko to? – Zaśmiała się.
– Prosiłam, żebyś mi nie przerywała... To... Sięga głębiej... – Ileene nabrała poważnego wyrazu twarzy.
– Jak głęboko?
– Biorę to na poważnie. Jestem gotowa poświęcić życie, by...
– Czekaj, czekaj... Co?! – Wstała. – Katy, ty nie mówisz poważnie! Przecież to nie jest jakaś tajemnica rządowa, żeby ryzykować życiem...
– Ale jest równie chroniona – odparłam ze stoickim spokojem.
– Jaśniej proszę.
– Nie wiem nic. Prawda jest taka, że nie wiem nic! Odkąd miewam t e n sen, sen, który się powtarza w kółko, wiem, że wszystko, co mi wmówili, to bajka! Jak to możliwe, że ten sen jest bardziej realistyczny, niż moje wspomnienia?! – Słowa wylewały się ze mnie. Nigdy o tym nikomu nie mówiłam. W głowie nadal przeżywałam burzę.
– Uspokój się, bo mówisz jak wariatka...
– Ale taka jest prawda! Tyle że nie dopuszczono mnie do jej treści! Oni nigdy nie mówili mi prawdy! Nie ufam im, a oni nie ufają mi!
– Skąd to wiesz? – spytała łagodnie.
– Kiedy... Kiedy powiedziałam im, że nawiedzają mnie koszmary... A raczej jeden koszmar... Podsłuchałam ich rozmowę. Lucjusz mówił, że coś poszło nie tak, że trzeba mnie pilnować, że... – Trudno mi było złapać oddech. – Mówili tak, jakbym zwariowała! A ja nie zwariowałam, tylko zobaczyłam to, co powinnam zobaczyć. Od tego czasu nawet nie próbowali w jakiś sposób okazać, że jestem dla nich ważna. Byłam i jestem dla nich powietrzem. Wmówili mi, że to tylko koszmar, a większość sama zmyśliłam...
– To się nie trzyma kupy!
– To, co mi wcisnęli, nie trzyma się kupy! – Nagle owładnął mnie taki ból, jakby ktoś zgniatał mi czaszkę. – Jak... Jak myślisz, czemu boli mnie głowa, gdy chcę sobie coś przypomnieć? Coś mnie blokuje! Nie widzę obrazów, wspomnieć, widzę słowa. Nie widzę obrazów, jak normalni ludzie, na przykład wspomnienie grania w piłkę. Ja tego nie widzę! Widzę zdanie: Katy bawi się w piłkę. Oni o tym nie wiedzą, na pewno wysłaliby mnie do psychiatryka! I... Skąd niby miałabym to wszystko wiedzieć o czarnej magii? Przecież nigdy się jej nie uczyłam, a wiem o niej wszystko! Nie pamiętam z dzieciństwa prawie nic, a pamiętam takie rzeczy! S K Ą D?!
Zaczęłam mieć mroczki przed oczami, czułam, że jeszcze trochę i wybuchnę. Jeśli już tego nie zrobiłam. Czułam się źle: z tym i ogólnie. Tak źle, jak wtedy, gdy się przebudziłam dzisiaj w nocy. Straciłam nad sobą kontrolę, słowa poleciały, a łzy właśnie zaczęły płynąć. Zakryłam twarz w dłoniach.
– Wyrzuciłaś to z siebie, okay – powiedziała Ileene. Nie widziałam jej twarzy, ale po tonie, jakim powiedziała to zdanie, wiedziałam, że jest chociaż troszkę tym przestraszona.
– Nic nie jest okay – zaprzeczyłam.
– A co, jeśli to wszystko sobie ubzdurałaś? Co, jeśli twoja nienawiść do rodziców zasłania ci światopogląd?
– Może, ale... Ja po prostu chcę poznać prawdę – wyrzuciłam z siebie z bezradnością w głosie. – Czy to tak wiele?
Nie dostałam odpowiedzi. Jak zwykle.
Od tego czasu nie odzywałyśmy się do siebie. Po kolacji, gdy wyszłam z Wielkiej Sali, zaczęłam się kierować w stronę gabinetu Dumbledore'a. Już nawet się tym tak nie przejmowałam, miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Ileene prawdopodobnie uznała mnie za wariatkę lub przynajmniej osobę, która mocno upadła na głowę. Po dzisiejszych wydarzeniach sama zaczęłam tak myśleć. Gdyby to był ktoś inny, nie przejęłabym się, ale to Ileene, moja przyjaciółka. Nie miałam nikogo oprócz niej.
No i głowa, której ból nadal nie ustawał, phi! stawał się coraz mocniejszy. Ale zaczęłam się już do tego przyzwyczajać.
Gdy dotarłam na miejsce, a tak właściwie, gdy stanęłam przed gargulcem, za którym z tego, co słyszałam, były schody do gabinetu, nie wiedziałam, co dalej. Nikt nie powiedział mi, jak się tam dostać. Zaczęłam się denerwować i nerwowo zawijać kosmyki moich kruczoczarnych włosów na palec. Postanowiłam, że muszę coś zrobić, żeby nie było. Rozejrzałam się wokół – nie zauważyłam żywej duszy. Westchnęłam, zacisnęłam pięści, a następnie odchrząknęłam i przemówiłam... do gargulca:
– Przep... – Nie zdążyłam dokończyć, bo gargulec na moich oczach zaczął odsłaniać kręcone schody, które prowadziły gdzieś wyżej.
Jeszcze raz się rozejrzałam, a potem zaczęłam wchodzić po schodach. Kroki stawiałam niepewnie. W końcu dotarłam do drzwi, lekko uchylonych. Dyskretnie wyjrzałam przez szparę i zobaczyłam Dumbledore'a, który w wyraźnym skupieniu przyglądał się czemuś w dziwnym, dużym naczyniu. Niestety nie udało mi się rozpoznać tego... czegoś, gdyż dyrektor przesunął się i zasłonił mi widok.
– Proszę wejść, Panno Malfoy – powiedział obojętnym tonem, nie odwracając się. Te słowa postawiły mnie na ziemię i pokazały, w jak upokarzającej sytuacji się znalazłam. Otworzyłam drzwi szerzej i weszłam do środka.
Gabinet był bardzo duży, pełen przeróżnych magicznych urządzeń, których w życiu na oczy nie widziałam, obrazów, półek z książkami. W centralnym punkcie stało biurko. Dyrektor usiadł za nim i odparł:
– Usiądź. – Wskazał ręką fotel przed biurkiem.
– Ja prze... przepraszam – udało mi się wydukać.
– Ciekawość leży w naturze ludzkiej, kimże miałbym być, żebym mógł kwestionować naturę ludzką?
Nie odpowiedziałam, bo tak właściwie nie wiedziałam, jak.
– Jesteś podobna do swojej matki.
Puściłam tę uwagę mimochodem i szybko zajęłam miejsce na fotelu. Spuściłam głowę, lecz wiedziałam, że dyrektor wbija we mnie swoje niebieskie oczy. Wszystko w jego zachowaniu mnie onieśmielało, trudno mi było coś powiedzieć, ale wiedziałam, że musiałam zacząć, bo Dumbledore chyba nie miał takiego zamiaru. Patrząc w dół zapytałam:
– Jaki jest cel tego spotkania?
– Och! A czy spotkania zawsze muszą mieć jakiś określony wcześniej cel? – Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. A tak dokładniej to spodziewałam się o d p o w i e d z i, a nie pytania. Niemniej jednak odpowiedziałam na nie:
– Nie. Nie, ale domyślam się, że skoro Pan mnie tu zaprosił, ma Pan jakiś cel. Jakikolwiek, nawet zwykle pogaduszki przy herbacie.
Dyrektor zaśmiał się, potem zacmokał, a ja w końcu odważyłam się na niego spojrzeć.
– Więc? – zapytałam nieśmiało. Miałam dość i czułam, że tylko tracę czas.
– Niecierpliwość też leży w naturze ludzkiej. – Puścił do mnie oczko, a następnie przybrał poważny wyraz twarzy i oznajmił: – Tak, mam w tym cel. Katharino...
– Katy. Wystarczy Katy – powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Kolejny raz... – Prze...
– Niech będzie, Katy. – Nie dał mi przeprosić. Rozluźniłam się trochę. – Jak podoba ci się szkoła?
– Jest... bardzo fajna. Świetni nauczyciele i ludzie. Bardzo dobrze się tu czuję – odpowiedziałam, lekko mijając się z prawdą. Tylko lekko. W tej chwili zaczęłam się czuć słabo. Głowa bolała okropnie, a ja w środku zwijałam się z bólu. Na szczęście mam wyćwiczone, jak nie okazywać zbyt wielu uczuć. Nawet gdy krzyczą i kopią (dosłownie), by dostać się na zewnątrz.
– Bardzo się cieszę. – Po tej odpowiedzi nastała długa cisza, którą w końcu, zdezorientowana, przerwałam:
– To wszystko? Mogę już iść? – Chciałam pójść spać i zakończyć ten wyjątkowo długi i męczący dzień.
– Wszystko w porządku? – Kolejna odpowiedź pytaniem na pytanie. Wstałam, pokazując, że chcę wyjść.
– Oczywiście, czemu miałoby nie być? – odparłam opryskliwie, zapominając przez chwilę, z kim rozmawiam. Nie wiedziałam, co bardziej mnie wkurza. Fakt, że usłyszałam te pytanie dzisiaj kolejny raz... Fakt, że ból głowy i mroczki przed oczami, które zaczęły się znowu pojawiać, nie dawały mi normalnie funkcjonować... A może fakt, że rozmowa z każdą możliwą osobą zakańczała się odwrotnie, niż było to zamierzone?
– Kiedy skrywasz za dużo, w końcu t o samo wydostaje się na zewnątrz. To już nie leży w naturze ludzkiej, więc można to zwalczać. – Nie miałam pojęcia, do czego to zmierza. – A jest na to prosty sposób. Z w i e r z e n i e się komuś.
– Nie rozumiem, po co Pan mi to mówi?
– Bo prawda jest bliżej, niż ci się wydaje, a zasłaniasz ją sobie tym, co kumuluje ci się w głowie. – Już miałam gotową uwagę na ten temat, już otwierałam buzię, gdy dyrektor odpowiedział, wyraźnie znudzony: – Możesz już iść. Dobranoc.
Nie miałam ochoty odpowiadać. Zacisnęłam usta i odwróciłam się na pięcie. Przy każdym kroku robiło mi się ciemniej przed oczami, ale musiałam dać radę i wyjść stąd. To spotkanie było całkiem bezsensowne. Już wiem, czemu rodzice nie przepadają za Dumbledorem...
Właśnie miałam złapać za klamkę, gdy mnie oświeciło. On wie. Wie, i cały czas próbował mi to przekazać. Muszę...
Nogi ugięły się pode mną. Głowa przestała boleć, ale poczułam, jakby życie zaczęło ze mnie uchodzić. Jak we śnie. A może to jest sen?
Ostatnie, co pamiętam, to niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie przed o d l o t e m.
Nienawidzę, kiedy opowieść kończy się w takim momencie!
OdpowiedzUsuńJestem wściekła! Wściekła!
Ale rozdział dobry. :3
~Chady
Hahahah, wiem, jestem mistrzem wkurzających zakończeń. :3
UsuńDziękuję! <3
A.K.
No więc droga A.K, rozdział bardzo długi. Naprawdę, jestem zachwycona! Piszesz zbyt zagadkowo, dla mnie super. Ale niestety, czasami ludzie mogą... Nie zrozumieć. Jednak pisz tak dalej, i nie przejmuj się hołotą, która nie rozumie treści. :D Na orty i interpunkcje nie patrzę, bo się ni znam xD. Bardzo mi się podoba wątek przyjaźni, lecz jest zbyt "pięknie". Dla mnie Katy, jest zbyt... Nie idealna ale zbyt delikatna. W Hogwarcie odzywa się tylko do Dominica, Ileene i nauczycieli. Niech choć z kimś porozmawia, nawet o godzinie. Albo niech pokaże na cą ją stać w siarczystej kłótni. Jednak, może nasza droga Katy ma taka być? Sama jescze dobrze nie znam jej charakteru więc nie wiem. Lubię osoby z pazurem, a Katy to przeciwieństwo. Nie rozumiem takich osób więc, rób co wydaje ci się słuszne. Na tą chwilę weny!
OdpowiedzUsuńHahaha, dzięki! :3
UsuńTak, Katy to... specyficzny typ człowieka. Sama czasami mam jej dość. xd Ale to chyba dlatego, że jest do mnie podobna. xD
Jest zagadkowo, bo wszystko widzimy z perspektywy Kathariny, a ona też nie wie zbyt wiele.
Dziękuję jeszcze raz,
A.K.
Wspaniały rozdział! ^^ Super, że taki długi, można go czytać długoo, ale i tak w końcu się skończy :C Czekam na kolejny! *-*
OdpowiedzUsuńDobrze opisałaś chwilę omdlenia C: Nie wiem, czy kiedyś ci się to przytrafiło, ale naprawdę dobrze to napisałaś ;) Wiele osób, którym nigdy nie zdarzyło się odlecieć, opisuje to tak źle, że mam ochotę zwymiotować xD :/
Pozdrawiam i weny życzę! ;*
Dziękuję za komentarz! <3
UsuńA.K.
Świetny rozdział. Piszesz dość tajemniczo, pozostawiasz sporo niedopowiedzeń, ale akurat mi się to podoba. W końcu wszystko widzimy z perspektywy jednej bohaterki, a ona przecież nie jest wszechwiedząca.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Katy przydałby się jakiś pazur. Chwilami jest zbyt nieśmiała i bezbarwna, przez co może po pewnym czasie się znudzić. Ale myślę, że jakiś nagły zwrot akcji wystarczy, by ją trochę ożywić ;)
http://nocturne.blog.pl/
Dziękuję za opinię. ^.^
UsuńA.K.
Nie rób mi tego!
OdpowiedzUsuńPodpisałaś umowę z TVN albo z Polsatem? "Reklama" w takim momencie? NIE PROSZĘ! 😢
Rozdział jak zwykle dobry, nie rozumiem osób które piszą, że jest za mało zagadkowo!
Cudoo *-*
Isiaa.
Ps: To jak z tym polsatem i TVN??
Hahahahah. <3
UsuńŻadnej umowy nie ma, działam na własną rękę. :3 Wiem, przez te zakończenia wkrótce ktoś zechce mnie serio zabić.
:')
Dziękuję! ^.^
A.K.
No więc skończyłam czytać wszystkie rozdziały, więc postanowiłam dodać komentarz! :D bardzo zaintrygowałaś mnie postacią Katy, jest taka... inna? oryginalna? tajemnicza?
OdpowiedzUsuńDo tego ten dziwny ból głowy gdy myśli o przeszłości...
Jej przyjaciółka też nie ma lekko w życiu, swoją drogą, bardzo polubiłam jej pozytywne nastawienie.
Brakuje mi przy Katy jakiegoś chłopaka... (odezwała się niepoprawna romantyczka, nie słuchaj mnie :D)
I dyrektor... Co on wie? Powiedział, że Katy jest podobna do matki. Której? Prawdziwej czy przyszywanej? Obstawiam prawdziwą.
Nie mogę się doczekać nowego rozdziału!
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny! ;*
Dziękuję ślicznie! <3
UsuńA.K.
Wooooow! <33 Rozdział wspaniały, ale to żadne zdziwienie :D Tyle sie dzieje, trudno nadążyć xd Ale to dobrze! Wooow. Jeszcze więcej tajemnic, i dochodzi do tego Dumbledore... Co on wie? ;) Czekam na kolejny rozdział! ;* Kochana, życzę ci duuużo weny! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHahah, dzięki. :3
UsuńA.K.
Superowy rozdział! Taki lekko tajemniczy. Jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie i co miał na myśli Dumbledore. Zastanawiam się, co mogłoby być powodem wymazania wspomnień Katy przez Malfojów. Nie mogę się doczekać nexta! <3
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie:
crazy-life-sweetie.blogspot.com
albo
wlasciwa-rzeczywistosc.blogspot.com
Dziękuję! <3
UsuńA.K.
Świetny rozdział! :) Czekam na nexta ^^
OdpowiedzUsuńDzięki. ^.^
UsuńA.K.
Świetny blog! Bomba! Niedawno go odkryłam i jestem zachwycona! ☺
OdpowiedzUsuńDziewczyno, masz talent! Nie popełniasz błędów, ciągle coś sie dzieje, no i te tajemnice, niedopowiedzenia i zakończenia, za które czytelnik chce cie zabić i wielbić na raz! ☺Dobra historia wywiera skrajne uczycia, a twoja taka jest! Gratulacje!
Czekam na następny rozdział
//Miona
Och, dziękuję bardzo! <3
UsuńMiło mi jest czytać takie opinie, one bardzo motywują! c:
A.K.
Niedawno natrafiłam na twojego bloga i bardzo mi się on spodobał :) Świetna historia ;) Miałabym prośbę, powiadomisz mnie o nowym rozdziale? :D Przy okazji zapraszam do mnie, może choć troszkę spodoba Ci się moje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Camile
Bardzo dziękuję! :3 Oczywiście, mogę Cię powiadamiać. c:
UsuńA.K.
Fajny blog :) Będę go śledzić :D Czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńDzięki. c:
UsuńA.K.
Fajny rozdział! :) Myślę, że zapowiada się to na bardzo dobrą opowieść. Intryguje mnie postać Ileene, sądze, że jest dość kluczową postacią tutaj, ale mogę się mylić... W każdym razie - bardzo mi się spodobało i zaciekle będę czekać na każdy rozdział ^^ Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz! :3
UsuńTak, nie mylisz się, jeśli chodzi o Ileene, ale nie będę za dużo zdradzać... ^.^ Również pozdrawiam,
A.K.
Witam!
OdpowiedzUsuńWpadłam na Twojego bloga i nie żałuję. Jest bardzo ciekawy oraz intrygujący. Na przykład Katharina. Widać, że jej przeszłość jest owiana jakąś tajemnicą. Ale ona sama jest dosyć... Wyjątkowa. Jestem Ci wdzięczna za to, że w Twoim opowiadaniu pojawia się ból, smutek lub inne negatywne uczucia. Mogłoby to być dziwne, lecz właśnie dzięki takim emocjom lepiej się czyta. Można w pewnym sensie ,,zostać" głównym bohaterem. Odczuwać to co on. Jego radość, szczęście, śmiech, nienawiść, rozpacz. Ogólnie rzecz biorąc ta notka wyszła Ci świetnie. Twój styl pisania przypadł mi do gustu. Nie wiem co dalej napisać, więc musisz zadowolić się TYM.
Życzę weny i z niecierpliwością oczekuję nn!
Sonrisa
PS: Jeśli chcesz to zapraszam na bloga:
http://lily-evans-co-by-bylo-gdyby.blogspot.com
PS2: Mogłabyś mnie powiadamiać o rozdziałach? Zawsze zapominam :/
Dziękuję serdecznie! <3
UsuńJeśli będę miała chwilkę czasu, wpadnę na Twojego bloga. c: Oczywiście, nie będzie problemu z powiadomieniami! Pozdrawiam,
A.K.
*chrząka* Tak więc Apple zaczyna swój monlog.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: piszesz tak, jak lubię. Tajemniczoo *.*
Po drugie: wciąż nie lubię Ileene... Ba! Nienawidzę ><
Po trzecie: To jedno mi nie pasuje. Bohateroie są zbyt dojrzali. Można by uznać, że Katy ma z 15 lat, a nie 11.
Po czwarte: obecny szablon jest świetny O.O Sama robiłaś?
Po piąte: lecę czytać kolejny rozdział, więc cicho XD