Dzień dobry. Daaawno już nie publikowałam tu rozdziału, ale, choć wstyd się przyznać, po prostu trochę zaniedbałam bloga na rzecz szabloniarni. :< Jednak w końcu wzięłam się za siebie i oto macie przed sobą gotowy rozdział! :3 Serdecznie dziękuję Bellatrix za zbetowanie! Już wkrótce możecie spodziewać się też nowego szablonu. c: Jeśli chodzi o rozdział... No nie wiem. Czekam na Wasze opinie! :> PS Ogarnęłam marginesy!
– Po części – przyznał. – Mogę ci powiedzieć to, co sam wiem. Ale są warunki. Trzy – uściślił.
– Jakie?
– Po pierwsze – zaczął wyliczać – nie zadawaj pytań, póki ci nie pozwolę. Po drugie – ta rozmowa musi zostać między nami. – Przerwał.
– Oczywiście – zgodziłam się, z trudem kryjąc ekscytację. – A po trzecie?
– Musisz mi przyrzec, że zapomnisz o tej rozmowie. [...]
Od tego wydarzenia minęły już prawie dwa lata, a ja nadal nie potrafię przestać o tym myśleć.
Powinnam zapomnieć i żyć dalej tak, jak inni, ale to założenie od początku nie miało najmniejszego sensu. Oni nie mają o niczym pojęcia, a ja mam w obowiązku zapewniać innych, że ja też nie. Tak, gdyby tylko to! Nie mogę dawać niczego po sobie poznać!
Nałożył na mnie ogromne brzemię, które teraz muszę dźwigać na swoich barkach. Mijały dni, miesiące. Lata. W końcu irytacja przerodziła się w ból i było mi coraz ciężej. Najgorsza była świadomość, że ja nie mam tutaj nic do gadania. Nie mogę zrobić niczego, ale jeśli upadnę, stracę wszystko, o co dotychczas zdołałam zawalczyć.
Walka trwa nadal, tyle że od samego początku znajdowałam się na przegranej pozycji.
Cały ten czas ukrywam flaszkę, którą dał mi Dumbledore. Dbam o to, by nikt się o niej nie dowiedział, a buteleczka codziennie mi przypomina mi o tym, o czym powinnam zapomnieć. Tak się nie da żyć. Nie wytrzymuję myśli, że jestem tylko pionkiem w grze. Każdego dnia widzę jego nadęty uśmieszek i chcę mu wykrzyczeć, że to nie jest fair, że nie byłam na to gotowa, ale... nie umiem. Tak jak we śnie, jestem więźniem swego ciała. Nie potrafię już mówić prawdy, bo ona może sprawić, że sama nigdy się jej nie dowiem.
Kiedyś sądziłam, że kłamanie to całkiem prosta rzecz. Lubiłam to robić. Merlinie, jaka ja byłam głupia! Sądziłam, że skoro wszyscy wokoło mnie okłamują, mogę im robić to samo, ale to tylko sprawiało, że jeszcze bardziej nie mogłam się z nich wyplątać. Z czasem przestałam rozróżniać kłamstwa od prawdy. Miałam wtedy ochote to rzucić, bo zaczęłam sądzić, że to, co wmówił mi Dumbledore, jest kolejną bajką.
A raczej koszmarem.
Gdybym tylko umiała spojrzeć mu w oczy...
Jedyne, co wtedy robię, to spuszczenie głowy, silenie się na uśmiech i udawanie, że teoretycznie wszystko jest w porządku.
Tak bardzo nie lubię tego przyznawać. Od pewnego czasu nic nie jest w porządku, ale muszę kłamać, że jest.
Jedyna rzecz, której jestem pewna.
Roztargniona usiadłam przy stole. Wzrok Ileene spoczął na mnie, ale próbowałam nie zwracać na to uwagi. Ręka mi drżała, ale jakoś udało mi się nałożyć sałatkę na talerz.
Dumbledore.
Zaczepił mnie dzisiaj na korytarzu, czego nie robił od ponad roku. Padło tylko jedno zdanie: "Katharino, bądź ostrożna". Całą drogę do Wielkiej Sali próbowałam przeanalizować to, co mi powiedział, wyszukać w tym jakąś ukrytą treść, ale byłam zbyt wykończona, zmęczona psychicznie, żeby się nad tym zastanawiać. Jednak miałam pewność, że to jakiś znak, a ja nie nie potrafiłam go odczytać.
Zamyśliłam się i nawet nie wyłapałam momentu, gdy mój widelec z sałatą zawisł na chwilę w powietrzu.
– Katy...
– Co?!
Ileene spojrzała na mnie trochę współczująco, trochę to z wyrzutem. Złapała rękę, w której trzymałam widelec i opuściła ją na stół.
– Znowu taka jesteś – odparła cicho.
– Jaka?
– Zachowujesz się, jakbyś żyła w całkiem innym świecie – odpowiedziała. – Nie można zwrócić ci uwagi, żebyś nie wybuchła. Chodzisz roztrzepana... Co się dzieje?
– Nic – wzruszyłam ramionami.
– Wiesz, długo się wstrzymywałam co do tej rozmowy, ale w końcu musimy o tym porozmawiać. Bo to, co się z tobą dzieje, nie jest normalne...
– Ileene, nauczyciele dopiero przestali się mnie czepiać, chcesz zająć ich miejsce? Nic mi nie jest. To tylko...
– Zmęczenie – dokończyła za mnie. – Tak, wiem. Powinnam ci zaufać, ale tym razem nie mogę. Nie mogę!
Zmusiła mnie tym, abym na nią spojrzała. Zawsze, gdy była zła, robiła się czerwona. I tym razem nie było inaczej.
– Ileene, nic mi nie jest – powiedziałam najdelikatniej, jak tylko potrafiłam, żeby załagodzić sytuację. – Coś musi...
– Nic, okay?! – krzyknęłam, a wszystkie oczy wokoło przeniosły się na mnie. Moje policzki zapłonęły rumieńcem. Ten jeden raz nie wytrzymałam. – Przepraszam – wyszeptałam i spuściłam wzrok.
– Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko. Nie musisz, ale możesz.
Ileene zawsze dawała mi wybór, w tym była najlepsza. Nie wymagała. Jednak decyzja nadal nie należała do mnie, bo zawsze musiałam odpowiadać wbrew sobie.
– Wiem. Nic się nie dzieje.
Westchnęła.
– Dobrze – odparła obojętnie. – Nie mówmy o tym. Temat jest zamknięty.
I rzeczywiście tak było – Ileene przestała o to pytać, choć miała powody, by dociekać. W jej towarzystwie często zdarzało mi się wybuchać, bo to, że muszę przed nią zatajać prawdę, było ponad moje siły. Jestem bardzo drażliwa. Końcówka ostatniego roku szkolnego, czyli czas, w którym miała miejsce ta rozmowa, był dla mnie szczególnie ciężki, ponieważ Ileene uległa wypadkowi po meczu Quidditcha i na prawie miesiąc została przykuta do łóżka. Nie pomagały żadne zioła czy eliksiry. Przeklinam tego niewyżytego Gryfona, który odbił tłuczek prosto w jej plecy! Podobno Dominic i jego kumple się z nim rozprawili, ale wolałabym to zrobić osobiście. Przynajmniej wyładowałabym na tym głupku emocje...
Miałam ograniczony czas na spotkania z nią, więc większość czasu spędzałam sama w dormitorium. Samotność mnie przytłaczała, powoli zaczęłam wariować, bo nie miałam do kogo się odezwać. Gdy spędzałam czas z Ileene, to wszystko, obecne wydarzenia, nie zaprzątało tak mojej głowy.
Może nie tyle nie miałam do kogo się odezwać, co nie chciałam. Coraz bardziej zauważalne było to, że zamykałam się na towarzystwo Ileene. Nie chciałam nikogo więcej dopuszczać do moich sekretów, bo wiedziałam, że nie wytrzymywałabym okłamywania większej ilości bliskich mi osób.
Ileene to moja najlepsza przyjaciółka na dobre i na złe. A ja tak perfidnie ją okłamuję.
W każdym razie po tym wydarzeniu wszystko wróciło do normy – Dumbledore nie zwracał na mnie choćby najmniejszej uwagi, a relacja moja z Ileene naprawiła się.
Było mi naprawdę ciężko.
Psychika mi siadała. Tak, i nie boję się tego powiedzieć. Często z przemęczenia słabłam, a czasem nawet mdlałam. Moje bóle głowy stawały się coraz częstsze, ale przestały mnie już nawiedzać te sny. Co najmniej raz w miesiącu sama lądowałam w skrzydle szpitalnym. Nauczyciele lekko wystraszyli się mojej przypadłości, ale zapewniałam ich, że to z przemęczenia, nadmiaru nauki. Słabe kłamstwo, ale chyba na nie poszli, bo w końcu przestali się o to dopytywać. Poza tym nie mieli żadnych dowodów, by sądzić, że mogło być inaczej.
Nie wyobrażałam sobie tych wakacji.
Nie mogłam spotkać się w trakcie lata z Ileene, Lucjusz zabronił mi nawet wysyłania do niej listów (przypuszczam, że to kolejna forma ukarania mnie za to, że oddycham). Nie sądziłam, że przyjmie pozytywnie wiadomość, że ktoś się ze mną zaprzyjaźnił, ale on całkowicie zabronił mi jakichkolwiek kontaktów z nią poza szkołą! Nadal pamiętam, jak wybałuszył oczy, gdy kilkanaście miesięcy temu wychodziłam z Ileene z pociągu, obydwie byłyśmy roześmiane. Tak jakby się nie spodziewał, że ktoś może mnie polubić. Nie zdążyłam nawet się z nią pożegnać, bo złapał mnie za ramię i siłą wyprowadził ze stacji. Nie przejmował się nawet sprzeciwami Narcyzy i oczami wszystkich tam obecnych, które zwróciły się zaniepokojone w naszą stronę. Udało mi się jedynie obrócić i złapać smutne spojrzenie Ileene. Potem musiałam długo masować sobie ramię...
To było długie lato...
Rok później nie powtórzyłyśmy tego błędu, pożegnałyśmy się już w pociągu, a ja z trudem powstrzymywałam łzy, bo tym razem byłam pewna, że nie wytrzymam tyle czasu bez niej.
Uwielbiałam zimno. Lato oznaczało rozstanie.
O wiele bardziej lubiłam jesień. Uwielbiałam chrzęst szkarłatnych, złotych liści pod moimi butami, gdy chodziłam po lesie.
I wiosnę. Tak, kochałam wiosnę i tę wszechobecną zieleń dookoła.
Ale po wiośnie zawsze nadchodziło lato.
Narcyza zdumiewała się za każdym razem, gdy prosiłam o nowe obowiązki. Chciałam zająć jakoś czas, więc byłam na każde zawołanie. Tym razem książki nijak mi w tym pomogły – nie mogłam się na nich skupić, więc nie ruszyłam nawet podręczników. Wiedziałam, że to źle się dla mnie skończy, ale i tak siedziałam już w bagnie po uszy. Powoli miałam dość nauki. Nie odpuściłam sobie jej, nadal byłam prymuską (ach, jak ja nie lubię tego określenia!). I tak, nadal szydzono ze mnie z tego powodu. Tym razem tylko z tego. Lucjusz w końcu na coś się przydał, opowiedziałam mu sytuację, a on zrobił, co trzeba i miałam spokój. Trochę to dziecinne, że się mu poskarżyłam, ale mało mnie to już obchodziło.
Były dni, gdy odzyskiwałam wiarę w siebie oraz wewnętrzny spokój. Kiedy cieszyła mnie nawet całkiem mała rzecz.
Ale przeważały te dni, gdy miałam ochotę stłuc buteleczkę i dać sobie z tym spokój.
Nie wiedziałam, że jestem aż tak słaba.
Powtarzając sobie w głowie dwa ostatnie lata, widzę, jak bardzo się myliłam, jeśli chodzi o... mnie samą. Najbardziej pogrążał mnie fakt, że myślałam, iż to będzie dla mnie pikuś, a rezultat okazał się co najmniej odwrotny.
Nienawidzę siebie za to.
Przeszłam przez ścianę i znalazłam się na peronie. Rozejrzałam się i miło mi się zrobiło na widok znajomych twarzy. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam Lucjusza oraz Narcyzę. Westchnęłam.
– Jeszcze raz to powtórzę. Naprawdę, Lucjuszu, nie musiałeś się fatygować.
Dzisiaj rano przy śniadaniu obwieścił nam, że chce mnie odprowadzić. Najchętniej odprowadziłabym się sama, ale na to żadne z nich się nie zgodziło.
– Ależ to żaden problem – odpowiedział, a na jego twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. Zwykle próbował udawać, że nie robił mi na złość, ale dzisiaj było inaczej.
– Skoro tak uważasz... – Już i tak nic bym nie zmieniła.
A do tego uparł się, żeby ponieść za mnie bagaże. Do tego byłam skłonna się zgodzić.
Zaczęłam iść dość prędko przed siebie, byleby tylko nie dorównali mi kroku. Nagle coś, a raczej ktoś, zarzucił swoje ręce na moje ramiona, przylgnął całym ciałem.
– Katy! – Ileene przytuliła mnie mocno. Bardzo mocno.
– Ileene. Też się cieszę, ale zaraz mnie udusisz! – Powinnam być teraz bardzo szczęśliwa, ale nigdy nie mogłam taka być w ich obecności.
– Przepraszam. – Rozluźniła ręce, ale nie wypuszczała z objęć. – Tęskniłam. Jak udało ci się przetrwać te wakacje?
Poczułam, jak pieką mnie oczy.
– Ja też tęskniłam – wyszeptałam w odpowiedzi.
Powoli wysunęłam się z jej rąk.
Ileene odchrząknęła.
– Dzień dobry – przywitała się nieśmiało.
– Witaj, Ileene – odpowiedział Lucjusz, wyprzedzając tym Narcyzę, a mnie i Ileene wprawiając w zdziwienie.
Nigdy nie zamienił z nią słowa. Nie lubił Ileene. Z jego twarzy nadal nie znikał złośliwy uśmieszek, a ja zaczęłam podejrzewać, że coś jest na rzeczy. Jego zachowanie nie mogło być przypadkiem...
– Może pójdziecie już do pociągu? – zaproponował Lucjusz.
– Tak – przytaknęłam zbita z tropu. Nie żebym nie była przyzwyczajona, iż mnie zbywa, ale dzisiaj jest w zbyt dobrym humorze, żeby źle mnie traktować.
– Narcyzo – zwrócił się do żony – na nas już chyba czas.
– Racja. – Ona również wyglądała na zaniepokojoną. – Katy, ucz się pilnie i baw się dobrze. – W tym momencie Lucjusz oddał mi walizki i dodał:
– I pisz listy!
Co?! Przecież on i tak ich nie czyta!
– Oczywiście... W takim razie... Do zobaczenia w wakacje.
Szybko odwróciłam się i pognałam w stronę pociągu, pociągając Ileene za sobą.
Mówiąc, że zobaczymy się w wakacje, chciałam im przekazać, że tym razem nie przyjadę do nich na święta. Poczułam, że to najlepszy moment, żeby im to oznajmić.
Mam nadzieję, że Draco mi to wybaczy.
– Nie odpowiedziałaś mi wtedy na pytanie...
– Jakie?
Odkąd wsiadłyśmy do pociągu i zajęłyśmy przedział, żadna z nas nie odezwała się ani słowem. Wsłuchiwałam się w odgłosy deszczu stukającego o szybę, wpatrywałam się w jego krople spływające po szybie. Pociąg powoli sunął po szynach.
Ileene westchnęła.
– Zapytałam się ciebie, jak udało ci się przetrwać wakacje. – Powoli obracałam twarz w jej stronę. – Nie wiem, czy celowo unikasz tego tematu...
– Nie, to nie tak – zaprzeczyłam. – Owszem, nie chcę o tym rozmawiać, ale w sumie to nie ma o czym. Nie było tak źle... Żyję i jeszcze nie zwariowałam, więc chyba nic takiego wielkiego się nie zmieniło.
– Czy ja wiem... Chyba trochę urosłaś od naszego ostatniego spotkania!
To w Ileene uwielbiałam najbardziej – potrafiła mnie rozśmieszyć, nawet jeśli sytuacja do tego nie sprzyjała. Obie zaczęłyśmy się śmiać.
Pora na cieszenie się.
Tak nawiasem mówiąc, to mam kompleks na punkcie mojego wzrostu. To powinno wydawać się głupie w porównaniu do moich prawdziwych problemów, ale tłumaczę to sobie tym, że jestem dorastającą dziewczynką, która ma prawo mieć kompleksy. Jestem o ponad głowę niższa od Ileene i prawie od każdej osoby na moim roku! Nawet Draco ostatnio mnie przerósł!
– Jeśli uznać te milimetry... – Przyjaciółka przewróciła oczami.
– W każdym razie na pewno doszło ci lat! – Tym razem to ja przewróciłam oczami. – No co?
– Dla mnie urodziny to nic szczególnego.
– Chyba nie powiesz mi, że w ogóle nie czekasz na dzień, w którym możesz zdmuchnąć świeczki na torcie! To znaczy... – Widząc moje złowrogie spojrzenie, zaczęła się poprawiać. – Przepraszam. Przecież ty nie wyprawiasz urodzin.
– Nie wyprawiam. Ale to nie znaczy, że na nie nie czekam. W końcu to ostatni dzień wakacji! – Uśmiechnęłam się.
– Przynajmniej to! I... Spóźnionego wszystkiego najlepszego!
Połowę drogi gadałyśmy jak najęte – tyle było tematów do nadrobienia. A drugą połowę przesiedziałyśmy w milczeniu – w naszej relacji milczenie nie było niczym złym. Wystarczała nam tylko nasza obecność.
Gdy do przedziału zajrzała pani z wózkiem ze słodyczami, wyciągnęłam portfel i kupiłam trochę słodkości. Między innymi kilkanaście czekoladowych żab, bo Ileene zbierała karty z czarodziejami, a ja zbierałam je dla Draco.
Chowając portfel, instynktownie zajrzałam do przegródki w walizce ze skarpetkami. W jednej z nich chowałam flakonik – to było takie moje sprawdzone miejsce, bo owej skarpetki nigdy nie nosiłam. Była już dla mnie po prostu za mała. Sprawdzając, czy Ileene nie patrzy, wyciągnęłam skarpetkę.
Tylko skarpetkę.
Bo nic w niej nie znalazłam.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńZauważyłam jeden błąd gdzieś tam na początku...
UsuńLucjusz ukradł butelkę.
Ileene jest wkurzająca.
A Katy uwielbiam. Mam te same problemy... (Taaa, jestem najniższa w klasie ;; 155cm i 13 lat, przy 170cm moich koleżanek ;;)
No i czkeam na więcej ;3
I na szablon.
Pozdrawiam (nie napiszę 600)
~Black Apple (Jabłko idzie zajadać siebie :"))
PS Nie myśl, że tu i teraz opowiem Ci jabłkową filozofię :"3
Jak można nie lubić Ileene? xD Teraz się przynam do dziwnej rzeczy, ale to Katy mnie wkurza. Choć, co może dać do myślenia, jest kreowana pode mnie. :')
UsuńDziękuję za komentarz! :3
Pozdrawiam,
A.K.
Dlaczego znów mi to robisz? Nie ładnie kończyć w takim momencie kichanie! ;*
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę fajny, zero błędów (jak zawsze)!
Zapraszam do mnie: avada-dramione.blogspot.com
~Hermiona Malfoy
Hahah, taką już mam naturę! :3
UsuńDziękuję! c:
A.K.
Łoooo dwa ljet O.o Lucjusz taki niemiły... a jak robił se quiza to jestem niby do niego podobna.
OdpowiedzUsuńP.S Robisz szablony do blogow które jeszcze nie powstały?
Dziękuję za komentarz! :3
UsuńWykonuję szablony tylko i wyłącznie na Bajkowych, nie prywatnie.
A.K.
Wiem, wiem :D Chciałam sie zapytać czy robicie szablony do blogów, które nie powstały.
UsuńPodasz maila jeśli tak?
OdpowiedzUsuńŚwieeetny rozdział! Pozdrawiam! <3
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńA.K.
O. Mój. Boże.
OdpowiedzUsuńBiedna Katy :(( Ten rozdział był taki... Smutny. I wgl przeskoczyliśmy o dwa lata! ;o :D
To Lucjusz! To napewno Lucjusz! xd Ale skąd on...? ;o
Nie przestajesz mnie zaskakiwać! ;* Wszystko jest tu bardzo przemyślane i ach! Jak miło się to czyta ^^ Czekam na dalszy ciąg! <3 Pozdrawiam i życzę duuuziutko weny ^^
Dziękuję za opinię! :3
UsuńHaha, myślcie, myślcie! Możecie snuć swoje przypuszczenia, nic Wam nie powiem! xD
Również pozdrawiam,
A.K.
Długo trochę musieliśmy czekać na ten rozdział :D Ale nie obrażam się, bo wyszedł bosko!
OdpowiedzUsuńI ten szablon nowy... Nie dość że masz talent w pisaniu to jeszcze szablony takie piękne robisz :*
Ech, Katy to nie ma łatwo w życiu. I serio nie lubię w twoim opowiadaniu Albusa! XD I Lucjusza, z niego też ziółko, to na pewno on ukradł tę flaszkę! Ale skąd o niej wiedział?
Zaskakujesz mnie, dziewczyno! Omijamy dwa lata - to chyba dobry pomysł, bo po co mamy sie męczyć, skoro nic nie będzie się dziać? ;) I bardzo dobrze opisałaś ten czas, widać postępy w twoim pisaniu :D
Uwielbiam Ileene! <3 Jest taką fajną, pozytywną osóbką :DD Zupełnie jak ja!
Kiedy next? Ja juuuż chcę więcej! :* Pozdrawiam! Weny!
Dziękuję za a) opinię na temat szablon (kończyłam go wczoraj w nocy i nadal nie byłam go pewna, ale teraz jestem! <3) b) na temat rozdziału!
UsuńCzy ja mam jakiś wielki talent? Nie powiedziałabym... xd
No właśnie, nie chciałam, żebyście pozasypiali przed monitorami! xD
Next... Za jakieś dwa-trzy tygodnie. Mam nadzieję. Moooże szybciej. :3
Również pozdrawiam,
A.K.
Kocham <3
OdpowiedzUsuńCudny styl pisania, serio *.*
Chcę kolejny rozdział już, teraz! :C Pisz szybko! ^^ Nie mogę się doczekać :3
Co do treści... Nie mam uwag :> Idealna ^^
Pozdrawiam i weny życzę:3
Panna Grager :3 / Elisa Hudson / Martynka / Tynka :3 <- jak wolisz ^o^
Dziękuję! <3
UsuńPozdrawiam,
A.K.
PS Od dzisiaj będziesz moją Tynką. :3
Witam!
OdpowiedzUsuńZ tej strony Sonrisa, mogłabym się wytłumaczyć dlaczego piszę z innego konta, ale najzwyczajniej w świecie nie chcę mi się. Wracając do rozdziału.
Widać, że z Kath jest co raz gorzej. Odtrąca, boi się. Ale mając taką przyjaciółkę jak Ileene raczej nie można się za długo martwić. Mam wrażenie, że ona będzie próbowała jej pomóc za wszelką cenę, a może to tylko moje urojenia? Lucjusz podejrzanie się zachowuję... Coś jest na rzeczy! Ja mam metr 65, lecz jestem także posiadaczką długich nóg dzięki, którym nie wydaję się aż taka niska ;3
Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Selene Neomajni
PS: Zapraszam na nowego bloga i proszę również o informowanie mnie o nowych rozdziałach w zakładce "Spamownik"
http://adrianna-ocalic-istnienia.blogspot.com
Dziękuję serdecznie za komentarz! <3
UsuńOczywiście, żaden problem. :3
A.K.
Bardzo fajny rozdział i szablon :) Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńA.K.
Cześć! Jakoś niedawno wpadłam na twojego bloga na którejś z grup lub stron :) Bardzo spodobał mi się pomysł! :D Jest świeży i oryginalny, w końcu jest to OC ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - kupił mnie tu fakt, że opowiadanie nie opowiada o miłości. Nie ciągnie mnie do pairingów kanon + OC ;) To wyróżnia się wśród wielu!
Piszesz dobrze, prawie bezbłędnie, widać postępy z rozdziału na rozdział ^^ Widać, jak się starasz przy pisaniu. Czytałam wiele opowiadań dziewczyn w twoim wieku i nie było to dość przyjemne.
Zawsze kończysz rozdział w najmniej odpowiednim dla czytelnika momencie! :D Czy ty specjalnie chcesz nas tak katować? :D Ale tu plus dla ciebie!
Bohaterowie są świetnie wykreowani i przede wszystkim kanoniczni. Lucjusz jest wrednym Lucjuszem, Albus jest... Albusem, a świat nie wywrócił się o 180 stopni. Wplątałaś wątek Katy bardzo inteligentnie, jestem bardzo ciekawa, co stoi za jej adopcją ^^
Widać, że od początku wiedziałaś, o czym piszesz; jak chcesz, żeby fick się skończył ;)
Ja oczywiście zostaję na dłużej, cóż innego miałabym zrobić? :D Oby tak dalej! ^^ Kształć się w tę stronę, bo pisanie bardzo dobrze ci wychodzi!
Nadmienię jeszcze tylko, co sądzę o wyglądzie bloga ;) Szablon bardzo przejrzysty, wiadomo, co gdzie się znajduje.
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ^^
Dziękuję serdecznie za taką długą opinię! <3
UsuńBardzo wiele to dla mnie znaczy!
Pozdrawiam,
A.K.
Kocham Katy. Rozdział Wow. Lucjusz blee. Teraz dawaj następny rozdział! XD / Cat, Kopciak, ziemniok.
OdpowiedzUsuńAch, ty to jesteś niecierpliwa! xD
UsuńDziękuję, Ziemnioku! <3
A.K.